7 lis 2015

Legenda o wiedzmie z Roosety


    Dawno, dawno temu, kiedy w całym kraju szalała straszliwa zaraza, miasteczko Rooseta przez długi czas zdołało jakoś uchronić się od ofiar tej przerażającej choroby.

    Oczywiście nie trwało to wiecznie i w końcu do Seniora miasta dotarła wiadomość o nagłym zachorowaniu i śmierci trzech osób z pobliskiej wsi. Wkrótce było ich coraz więcej, zaraza przechodziła z domu na dom, z rodziny na rodzinę. Ludzie wpadli w panikę i popłoch, a nawet najbardziej cenieni zielarze w okolicy nie mogli nic wskórać.

    W tym całym zamieszaniu nikt nie zwracał uwagi na skargi rolników, którym w niewyjaśniony sposób zaczęły znikać zwierzęta. Dopiero, gdy zostały znalezione martwe i pokryte dziwnymi symbolami na skraju lasu, ludzie zaczęli podejrzewać się wzajemnie o uprawianie czarnej magii.

    Mimo wszystko problem został zignorowany przez Seniora, którego żona właśnie została zarażona. Wstrząsnął nim jednak fakt, iż zaledwie parę dni później tuż obok wypatroszonej świni odnaleziono ciało pewnego młodzieńca.

    Tym razem król nie zwlekał z decyzją. "Przyprowadźcie do mnie czarownicę!" - nakazał rycerzom, którzy skutecznie przeszukali całe miasto i jego okolice.

    Podejrzenia padły na młodą matkę dwójki dzieci - Rihendę. Nie chciała ona jednak przyznać się do swojego zajęcia, nawet pod groźbą śmierci. Zmieniła zdanie po kilku dniach nieprzerywanych tortur i potwierdziła, iż jest winna zamordowania chłopca i zwierząt w celu uprawiania czarów.

    Sąd skazał ją na spalenie na stosie wraz ze swoją córką i synem. Wtedy czarownica ujawniła swą prawdziwą naturę - kopała i krzyczała tak, że nawet trójka silnych mężczyzn nie mogła utrzymać jej w miejscu. Zamknięto więc wiedźmę w osobnej celi, gdzie miała oczekiwać na śmierć.

    Natomiast potomkom Rihendy udało się uniknąć kary. Syn okazał się chory i zmarł niedługo po osądzeniu matki.

    Tymczasem jedenastoletnia dziewczynka uciekła z więzienia. Nikt nie jest pewien jak tego dokonała. Niektórzy mówią, że rodzicielka mogła nauczyła ją czarować, a jeszcze inni, że po prostu strażnicy nie przykładali się zbytnio do swojej służby. Od tego czasu wszelki ślad po niej zaginął.

    Wiedźma została spalona na stosie niecały tydzień później. Podobno, gdy płomienie powoli trawiły jej ciało, przeklęła Roosetę, wypowiadając zakazane słowa w języku wiedźm. Nie wiadomo, jak brzmiała klątwa, jednak prawdą jest, że Senior miasta zmarł niedługo po procesie.

7 komentarzy:

  1. *nie mogła utrzymać ją w miejscu - 'jej' w miejscu
    *potomkom Rihendy końcowo udało się uniknąć kary - wydaje mi się, że to 'końcowo' jakoś nie jest tutaj potrzebne. Po za tym w komentarzu teraz podkreśla mi to słowo jako błąd, więc chyba coś jest nie tak x)
    Tylko to zauważyłam, nie jestem ekspertem :) Wybacz, że zaczynam od 'błędów', ale jak już je zauważyłam to pomyślałam, że chciałabyś wiedzieć. :)
    Przejdę do przyjemniejszych rzeczy. Blog zapowiada się ciekawie. Legenda sama w sobie nie jest taka straszna jak sądziłam, że będzie po opisie. Mimo to pozostawia w głowie pytanie, na temat córki Rihendy, która uciekła. Mam przeczucie, że ta historia jak najbardziej przypadnie mi do gustu, dlatego trochę się tu pokręcę i zobaczę czy faktycznie tak będzie ;)
    Pozdrawiam, Sapphire ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędy już poprawione, dzięki wielkie za wskazanie ich :) Cieszę się, że podoba ci początek mojej historii. Rozdział I już niedługo.

      Pozdrawiam,
      Deea Keita

      Usuń
  2. Uwielbiam opowiadania o wiedźmach, klątwach i czarnej magi. Nie wiem dlaczego, może po prostu mnie to intryguje. Krótko, ale rzetelnie. Wszystko co chciałam nam, czytelnikom przekazać- przekazałaś. Niechaotycznie, do tego ładny dobór słów i szablon. Tylko, żebyś od tego słodzenia nam w piórka nie obrosła! :D Żartuję oczywiście. Życzę weny, pozdrawiam i czekam na rozdział. :)

    Jeśli masz chwilę czasu zapraszam również do mnie:
    epeisodionepeisodion.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jako iż zostawiłam Ci w spamowniku drugą reklamę - jestem bardzo złą osobą - poczułam lekkie wyrzuty sumienia -czyli może jest dla mnie jakaś nadzieja. Otóż widziałam opis Twojego opowiadania na niejednym blogu, postanowiłam, że jak tylko znajdę wolną chwilkę to zabiorę się za czytanie.

    A więc i jestem :)

    Prolog bardzo ciekawie napisany, chociaż ciągle miałam nadzieję, że Rihenda jakoś da radę wyjść z tego cało. Niestety nie jest to amerykański film, więc w sumie mogłam się tego spodziewać, no ale... wiesz. Dobrze, że jej córka uciekła. Jetem ciekawa jak.

    Coś czuję, że wyrośnie z niej niezłe ziółko ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejo! :3
    Skomentowałaś kilka postów u mnie, to postanowiłam wpaść ;)
    Prolog (tak to można nazwać?) jest naprawdę ciekawy. Zainteresował mnie. Sama legenda ma w aucie to ,,coś’’. Zastanawia mnie, co dzieje się z tą dziewczynką, co uciekła? Podejrzewam, że to później o niej będą opowiadane dalsze losy ;)
    Przepraszam, że krótko, ale pod prologami zawsze tak mam xD
    Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
    PS Mam informować Cb o nn u mnie (jak nie przeczytałaś wszystkich rozdziałów, to w zakładkach znajdziesz streszczenie)? ;)
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę bardzo fajnie piszesz. Czekam na next :)
    Pozdrawiam
    Kot

    OdpowiedzUsuń
  6. Co dalej? Strasznie długo piszesz ale nie powiem bo interesująco

    OdpowiedzUsuń